czwartek, 22 grudnia 2016

Rozdział 6 "Ale jesteś tutaj"

-Leon- Powiedział spokojnie Brady który zaczynał się już coraz bardziej niepokoić- Kiedyś mówiłeś mi o wszystkim,co Ci leży na sercu,dlaczego teraz tak nie może być?
-Zadzwonię do Ciebie jutro-zmiękkłem-Dzisiaj jestem zmęczony
Na ustach jego brata pojawił się szeroki uśmiech- No to czekam na Twój telefon

Zanim położył się spać, do jego głowy po raz setny wkradly się myśli które nie pozwoliły mu spokojnie zasnąć.Może był niesprawiedliwy dla brata? Przecież nigdy nie powiedział mu o swojej miłości do dziewczyny a jego brat nie mógł  tego przewidzieć


Następnego dnia,po kolejnej nieprzespanej nocy, po wypiciu kilku czarnych mocnych kaw pojechał do swojej kliniki gdzie czekali na niego kolejni pacjenci.Praca była jedynym miejscem w którym nie myślał o problemach i skupiał sie tylko na pacjencie którego aktualnie miał
-Jeszcze kilka dni tu poleżysz i wrócisz do domu -Powiedział do chłopca którego kilka dni temu operowal.Pomimo tak młodego wieku wykryto u niego raka mózgu,na szczęście nowotwór dopiero się rozwijał i w odpowiednim czasie udało się go usunąć mimo tego że była to na prawdę trudna operacja
-W końcu-Westchnął dziesieciolatek -Mam dosyć tych szpitali
-Ale tutaj chyba nie jest tak źle
Nie był to taki zwykły szpital w którym śmierdzi chemikaliami i wszystkie ściany są białe,ta klinika została zaprojektowana przez niego i wszystko rozplanowal tak aby pacjenci poczuli się chodź trochę jak w domu i udało mu się,bo salę w których leżeli chorzy były na prawdę przytulne i sprzęty najnowszej generacji stanowiły podstawę jego szpitala
Z kieszeni jego kitla lekarskiego dobiegł go dzwonek telefonu.Przeprosil młodego chłopaka i nacisnął zieloną słuchawkę
- Leon-Usłyszał spanikowany głos brata -Musisz mi szybko pomóc -Był strasznie zdenerwowany
-Co się stało?
-Violetta..potknęła się i spadła ze schodów..boże..co ja mam robić?!Pomóż mi
-Jak to spadła ze schodów? Jest przytomna?
-Nie! Nie rusza się!Co mam robić?!
-Pakuj ją do samochodu i przyjeżdżaj tutaj do szpitala,tylko pośpiesz się,ale dlaczego nie wezwales karetki? Już dawno by ją zabrali?
-Sam nie wiem,wolę żeby miała profesjonalną opiekę
- Czekam,przy wejściu,pośpiesz się
Jak to się mogło stać? Czy Violetta Castillo naprawdę jest taką niezdarą? Zaczął się poważnie martwić o nią,jeśli stanie się jej coś złego? Zaczął pocierać rękami na znak zdenerwowania i naszła go okropna ochota na papierosa,którego od czasu liceum nie miał w ustach.Kiedyś popalał,pomagało mu to się odstresować,chodź zapach dymu wywierał na nim mdłości
Z prędkością światła na parkingu przed szpitalem podjechał starszy Verdas,wysiadł z samochodu i zaczął biec w jego stronę z dziewczyną na rękach,którą od razu przejął w swoje ręce
Była nieprzytomna a z jej skroni ciekła Wielka stróżka krwi,wbiegł z nią na oddział i nawet nie poprosił o nosze,była taka leciutka że od razu wbiegł z nią do jednej z sali i położył ją na stole
-Podłączcie ją do respiratora i pod kroplowkę-Powiedział do kielęgniarek
-Violetta -Zaczął nią lekko potrząsać
Podejrzewał utratę przytomności z powody silnego uderzenia albo glebokieto szoku
-Już,już-Mówił do niej -Będzie dobrze
Nagle zaczęła poruszać powiekami
Ufff.Zaczęła odzyskiwac przytomność
-Spokojnie,nie wstawaj-Powiedział do niej i zaczął mierzyć jej tętno
-Co się dzieje? -Zapytał cicho jeszcze nie dokońca przytomna
-Uderzylas się i to dosyć solidnie,ale już wszystło jest dobrze- Powiedział i zaczął głaskać ją po głowie,miała takie piękne miękkie włosy,idealne do jego dotyku
Pielęgniarka zaczęła przemywać jej prawy gorny róg czoła z którego ciekła stróżka krwi
-Zszyjemy Ci to i za kilka dni nie będzie śladu
Dziewczyna na te słowa skrzywiła się
-Będzie bolało? -Zapytała
-Obiecuję że nie -Powiedział i uśmiechnął sie do niej
Po podstawowych badaniach musiał zabrać się za ranę do zszycia. Dla niego Była to pestka ale ona widocznie się przestraszył kiedy zobaczyła igłe
-Zamknij oczy-Powiedział spokojnie
- Ale.. -zaczęła
- Zaufaj mi-Szepnął do jej ucha,widział jak drży
Kiedy zamknęła oczy zaczął powoli zażywać dosyć głęboką ranę
-Przepraszam Cię za Wszystko co powiedziałem-Powiedział-Byłem wtedy zły,nie miałem nic złego na myśli
Połowa rany zszyta
-Nic się nie stało-Powiedziała i uśmiechnęła się
-Wiesz.. zmieniłaś się od czasu kiedy widziałem Cię po raz pierwszy w tej kawiarni
- Wyszeptał- Po powrocie ze studiów,kiedy założyłem ta klinikę,kupiłem najdroższy bukiet róż i wróciłem do tej kawiarni,chciałem zaprosić Cię na randkę -Wyznał jej a ona zrobiła zdziwioną minę
- Niestety,twoja koleżanka powiedziała mi że już tam nie pracujesz a ja straciłem wszystkie nadzięje że jeszcze kiedykolwiek Cię zobaczę..ale..ale jesteś tutaj- Skończył szyć i Pocałował ją w czoło
-Przepraszam,nie chciałem żebyś o tym wiedziała -Powiedział i wyszedł zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć

Brak komentarzy: